Zostawiła mu kartkę z numerem telefonu, napisał jeszcze
tego samego dnia, wieczorem, wpatrując się w popękany sufit w spalskim pokoju. Wymienili
kilka zdawkowych wiadomości, bez większego znaczenia, trochę kurtuazji,
podziękowanie za dotrzymanie towarzystwa w podróży i nadłożenie drogi, żeby
odwieźć ją do Bydgoszczy.
Bez znaczenia, bez konsekwencji, bez jakiegokolwiek
emocjonalnego zaangażowania. Tak mu się przynajmniej wtedy wydawało. Tak to
miało wyglądać.
- Z kim piszesz, co, Misiek?
Niechętnie podniósł wzrok, spoglądając na siedzącego na
łóżku obok Możdżonka. Środkowy przyglądał się mu znad czytanej książki, unosząc
lekko brwi.
Wepchnął telefon pod poduszkę.
- Z nikim - burknął. - I już nie piszę.
- To z kim już nie piszesz? - spytał siatkarz. Kubiak
westchnął cicho.
- Marcin, odpuść - mruknął. - Z nikim.
Możdżonek spojrzał wymownie w popękany sufit. Odłożył
książkę na stolik obok łóżka, uporczywie wpatrując się w zaciętą twarz
przyjmującego.
- Misiek, co ty znowu kombinujesz?
Prychnął cicho.
- Już zaczynasz? - warknął. - Odpuść mi, po prostu się
odpieprz.
Położył się na swoim łóżku, twarzą do ściany, ignorując
obecność współlokatora. Starał się nie zwracać uwagi na jego poirytowane
mruknięcia, udawał, że śpi.
Drgnął, słysząc nieco niepewne pukanie do drzwi.
Niechętnie podniósł głowę.
- Co jest, Karol? - zapytał Możdżonek. Kłos oparł się
plecami o framugę drzwi, przyglądając się rozciągniętemu na łóżku Kubiakowi.
- Ja właściwie mam sprawę do Miśka - wyjaśnił, zerkając
niepewnie na przyjmującego. - Misiek, mogę?
Westchnął cicho, siadając i opierając się o ścianę.
- O co chodzi?
Kłos przygryzł nerwowo wargi, bawiąc się sznurkami
sportowej bluzy.
- Rozmawiałem z Antigą - zaczął. - I chłopaki się chyba
ze mną zgadzają... Poprosiłem go, żeby nie zmieniał kapitana - powiedział. -
Jeśli się zgodzisz, będziesz dalej kapitanem reprezentacji.
Kubiak przymknął oczy, oddychając powoli. Przecież
nawalił, przecież zwariował, przecież tę Ligę Światową przegrali. Przecież miał
być kapitanem tylko na zastępstwo, tylko do powrotu Kłosa.
- Wszyscy uważamy, że nie ma nikogo lepszego od ciebie -
dodał Możdżonek. - Nikt nie daje z siebie tyle na boisku. Z jakiegoś powodu na
Bartka mówią Kura, a na ciebie Dzik.
Parsknął śmiechem. Pamiętał tamten mecz, poprzedni Puchar
Świata, jego najsłynniejszą obronę, piłkę, którą i tak wtedy przegrali. Wtedy
był kimś zupełnie innym, miał wrażenie, że teraz nie poznałby tamtego Michała
na ulicy. Dorósł? W jakiejś części na pewno. Dojrzał. Zmienił się. Przede
wszystkim zamknął w sobie.
Nie, to Ala go zamknęła. Jej odejście.
- Poza tym wiesz, kapitanem powinien być ktoś, kto cały
czas będzie na boisku - odezwał się znowu Kłos. - Ja wracam po kontuzji, a
Piter i Bieniu są w świetnej formie. Wiadomo, że jadę bardziej na sushi niż na
granie.
Nie mógł nie słyszeć goryczy w głosie Karola. Jeszcze
niecały rok temu sezon życia, reprezentacja, podstawowy środkowy kadry i w
końcu wybrany do najlepszej drużyny Mistrzostw Świata. A potem kontuzja,
przerwa, mozolny powrót do gry, znowu powołanie, ale przecież pojawił się
Bieniek, nowa gwiazda. Młody, zdolny, nagroda dla najlepszego gracza w
pierwszym meczu w reprezentacji.
Jego czekało to samo? Przecież już raz w tym sezonie
kompletnie stanął, stracił głowę, musiał być zmieniony. A do Japonii jechał z
nimi Artur Szalpuk, kolejny z tego nowego pokolenia, nadzieja na lata. Bardzo
dobrze rokujący transfer do Czarnych Radom, prowadzonych przez Raula Lozano. Czy za rok to on będzie siedział na ławce, bo
zastąpi go chłopak młodszy o siedem lat?
Uśmiechnął się blado do Kłosa, przeczesując palcami
włosy.
- W porządku - mruknął w końcu. - Jeśli Stephane się
zgadza, jeśli chłopaki się zgadzają... zostanę kapitanem.
Obaj środkowi wyraźnie odetchnęli z ulgą.
- To dobrze - powiedział Możdżonek, uśmiechając się
szeroko. - Prowadź do Rio, kapitanie.
Nabieg, odbicie, uderzenie w piłkę, po palcach w aut.
Lądowanie na parkiecie, trzeba uważać, żeby nie dotknąć siatki. Punkt. Uśmiech
na twarzy kolegów, pięść uniesiona w geście triumfu. Zagrywka, piłka
rozpłaszczona na linii końcowej boiska. Następna trudna do odbioru,
przechodząca piłka, wzorowo rozgrywana akcja. Punkt.
Uśmiechnął się lekko, wycierając twarz ręcznikiem. Powoli
wszyscy zaczynali mieć dość zgrupowania, treningów, tej samej hali, chcieli
wreszcie jechać do Japonii, walczyć o marzenia. Miał ich poprowadzić po
zwycięstwo, ten wymarzony awans na igrzyska. Grali coraz lepiej, wszyscy,
zanosiło się na to, że podczas turnieju zaprezentują naprawdę dobrą formę.
Uparcie wyrzucał z głowy Alę, pozwalał sobie na myśli o
niej tylko wieczorem, przed zaśnięciem. Nie chciał o niej myśleć, nie chciał
rozpamiętywać, ale przecież nie umiał przestać. Nigdy nie wyleczył się z tej
miłości. A może inaczej, nigdy nie spotkał kogoś, dla kogo chciałby się
wyleczyć.
W ciągu dnia skupiał się na treningach, na piłce, siatce
i boisku, na tym, co znał najlepiej, co potrafił robić. Był kapitanem i musiał
się zachowywać jak kapitan.
Pociągnął kilka łyków wody z pogiętej butelki i rzucił ją
na podłogę pod ławką, tuż obok nogi Miki. Butelka potoczyła się, zatrzymując
się na bucie młodego przyjmującego z Gdańska.
- Sorry - mruknął Kubiak. Mika nie odpowiedział, podniósł
na niego zmęczony wzrok ciemnobrązowych oczu, uśmiechając się kącikiem warg.
Znaczyło to mniej więcej tyle, co "w porządku, stary" wypowiedziane
przez któregoś z kolegów z drużyny.
Ktoś klepnął go między łopatki, odwrócił się. Drzyzga
uśmiechał się do niego szeroko, trzymając pod pachą piłkę.
- Misiek, przyznaj się, z kim ostatnio tak namiętnie
piszesz - rzucił, szczerząc zęby. Westchnął cicho.
- Z nikim - odparł niechętnie. Wymienił kilkanaście
wiadomości z Julią, zdawkowych, bez znaczenia. Ale łapał się na tym, że czekał
na jakiś sygnał od niej, bo te rozmowy uwalniały go od męczących myśli o swojej
przeszłości. A potrzebował tego odpoczynku.
Fabian prychnął cicho, rozglądając się wokół, szukając
wzrokiem trenerów. Antiga i Blain rozmawiali z Buszkiem i Konarskim,
uśmiechając się szeroko. Rozgrywający odwrócił głowę, spojrzał znowu na
Kubiaka.
- Zaraz będzie tu Możdżon i nie damy ci spokoju. A poza
tym zawsze możemy zadzwonić po Igłę i Gumę - powiedział półgłosem, unosząc
lekko brwi.
- Straszycie mnie Gumą jak dzieci Babą Jagą - prychnął
Michał. Drzyzga uśmiechnął się krzywo.
- Guma jest zdecydowanie straszniejszy - odparł. Usłyszał
za plecami donośny śmiech Kurka i prychnięcie Możdżonka.
- W sumie ma rację - mruknął Bartek. - Dalej próbujecie
go ratować? - spytał, patrząc na młodego rozgrywającego. Fabian pokiwał lekko
głową.
- Koleś się musi wreszcie ogarnąć, od czterech lat
przeżywa, że go dziewczyna zostawiła - powiedział ściszonym tonem, zerkając
niepewnie na Kubiaka, mając nadzieję, że tego nie słyszy. - Potrzebujemy go w
tej Japonii, bez niego nie mamy szans na bilety do Rio.
Nie słyszał, odwrócił się do nich plecami, ignorując
rozmowy. Musiał wreszcie wziąć się w garść, raz na zawsze udowodnić im, że nie
potrzebuje żadnej pomocy, że świetnie daje sobie radę, że zapomniał, wyleczył
się, że już nie cierpi. Musiał wreszcie nauczyć się kłamać.
Od lat ten sam, popękany sufit. Od lat te same marzenia.
Cztery lata temu wygrali awans na Igrzyska, był tam, w Japonii, nie grał może
tyle, ile by chciał, ale pomagał drużynie, nawet, jeśli ta pomoc ograniczała
się do poklepywania Bartmana na czasach. Tym razem miał odegrać pierwszoplanową
rolę w tym morderczym turnieju, miał poprowadzić swoją drużynę, swoich
przyjaciół, do zwycięstwa. Tego chciał, najbardziej na świecie.
Gdzieś na dnie jego umysłu tliła się myśl, że może ten
sukces, że może medal na Igrzyskach, pozwoli mu odzyskać Alę. Podświadomie cały
czas chciał o nią walczyć, nawet jeśli starał się wyprzeć ją z pamięci,
zastąpić treningami i zdawkowymi rozmowami z Julią.
Przecież ją kochał, przecież chciał ją odzyskać, nawet,
jeśli to wydawało się niemożliwe.
Drzwi pokoju otworzyły się powoli, do środka wkroczył
Możdżonek, zerkając niepewnie na łóżko Kubiaka. Przyjmujący przewrócił oczami.
- Nie patrz się tak na mnie, nie zasztyletuję cię za
próbę rozmowy - mruknął. Środkowy teatralnie westchnął z ulgą.
- To dobrze, już się bałem - odparł, ignorując
rozdrażniony ton współlokatora. - Misiek, muszę ci o czymś powiedzieć.
Usiadł na łóżku, patrząc z troską na Kubiaka. Ten
podniósł się nieco, opierając plecami o ścianę.
- Chłopaki jednak nie chcą kapitana, który traci nad sobą
kontrolę? - spytał cicho. Marcin uśmiechnął się blado, kręcąc powoli głową.
- Nie o to chodzi, Michał - powiedział. - Chodzi...
chodzi o Alę.
Kubiak zamarł, wpatrując się w przyjaciela szeroko otwartymi
oczami. Serce biło mu jak szalone. Wystarczyło wspomnienie jej imienia, by
zaczął tracić kontrolę, by zaczynał tracić zmysły.
- Co z nią? - wykrztusił.
- Spotkałem ją, wtedy w Stanach, jak była na meczu -
zaczął niepewnie Możdżonek. - Poszliśmy z chłopakami na spacer, natknęliśmy się
na nią na ulicy. Wiem, że uznasz to za wtrącanie się i pewnie zechcesz dać mi w
ryj, ale... zapytałem jej, dlaczego ci to zrobiła. Dlaczego od ciebie odeszła.
Zamilkł, oboje milczeli. Bolesna cisza drżała pomiędzy
nimi, w niedużym pokoju z pomalowanymi na biało ścianami.
- I? - spytał szeptem Kubiak. Bał się. Nie chciał znać
odpowiedzi. Ale musiał ją przecież usłyszeć.
- Ona cię zdradzała, Misiek. Była z tobą dla pieniędzy,
dla luksusu życia z dobrym, zawodowym sportowcem. Zdradzała cię, a kiedy
ukrywanie tego stało się trudne, uciekła do Stanów. Przykro mi.
Znowu cisza, jeszcze bardziej bolesna. Jakby ktoś
wepchnął mu rozżarzony pręt między żebra i obracał nim wokół własnej osi.
- Marcin... - odezwał się cicho. - Wyjdź.
Nie musiał tego
powtarzać, Możdżonek wstał i posłusznie opuścił pokój, zostawiając go samego z
własnymi myślami.
Bolało, tak cholernie bolało. Ale pozbawiło go złudzeń.
Pozbawiło go tej bezsensownej nadziei.
Teraz musiał ruszyć dalej, żyć, grać, ułożyć sobie życie
od nowa. Teraz już nie mogło być miejsca dla Ali.
~*~
Przepraszam za długość, przepraszam za jakość, przepraszam za moją nieobecność u Was. Nadrobię, wszystko nadrobię.
Nie pisałam Kubiaka dokładnie 10 dni, zamknęłam Worda, przestałam o tym myśleć. Ale trzeba jakoś żyć dalej.
Jeśli ktoś chce, zapraszam na green jumping, może trochę wyjaśnia. A może w ogóle.
Dziękuję Wam wszystkim, którzy czekaliście. I przepraszam, że znowu będziecie musieli czekać.
Niestety nie mam czasu na pisanie sensownego komentarza (licencjat nie napisze się sam) ale jestem i jedno muszę stwierdzić: Marcinie, co Ty odwalasz? Bo się przestaniemy lubić. Rozumiem, że chce ratować Miśka i chwyta się każdej możliwej opcji, ale coś czuję, że jeszcze bardziej namiesza.
OdpowiedzUsuńWszyscy czekamy i będziemy czekać bo Twoje opowiadanie jest wspaniałe. I mam nadzieję, że u Ciebie prywatnie też się wszystko jakoś poukłada.
Prywata sypnęła mi się na głowę konkretnie, i tu już tylko czas jakoś to załagodzi.
UsuńZ szóstką zaczęłam walczyć i mam nadzieję, że zdążę przed wyjazdem, bo potem trzy tygodnie pod namiotem, bez dostępu do świata praktycznie.
Marcin swoje powody ma. Może nie tylko Marcin. Lubię Marcina w tym opowiadaniu, przyznaję się nieskromnie.
Czy ja mogę ukręcić łeb Możdżonkowi?! Kurwa, no aż mi się łzy zebrały w oczach jak przeczytałam końcówkę! Nie wierzę, że to zrobił... to znaczy wierzę, bo przecież to widzę, czytam po raz enty zakończenie rozdziału, przecieram oczy ze zdumienia, ale ona się nie zmienia. Teoretycznie rozumiem: chciał, żeby Kubiak skupił się na grze, na siatkówce, na Rio i na byciu najlepszym kapitanem, jakim tylko może być. A wszyscy wiemy, że sprawdza się w tej roli doskonale, nawet jeśli Liga "nie poszła", a w Japonii była "tylko" brązowa patera. Ale nie wierzę, że on mu to zrobił... Nie mogę, no... nie Możdżonek! Nie Kubiakowi... Nie wiem, może jakby Kura się do tego zniżył, to lepiej bym to zniosła... Czekam na moment, gdy Kubiak dowie się prawdy razem z nami, najlepiej od samej Ali i wtedy naprawdę zechce dać środkowemu w ryj. No nie poznaję siebie, ale życzę mu tego -,-
OdpowiedzUsuńNo, widzisz, jakie emocje we mnie wzbudziłaś? Chciałam zacząć jakoś miło i łagodnie, że jak zwykle świetnie, że czekałam i czekać będę, ale tak mnie wzburzyłaś, że o! Masz jak masz :P
Nie przepraszaj, Green. Nie w takiej sytuacji. Jest świetnie, uwierz ;) ♥
" - Straszycie mnie Gumą jak dzieci Babą Jagą - prychnął Michał. Drzyzga uśmiechnął się krzywo.
Usuń- Guma jest zdecydowanie straszniejszy" -> a ten fragment wygrywa wszystko! :D
Cieszę się, że Możdżon wzbudził emocje, bo tego chciałam. Kubiaka zresztą też poruszył, i to mocno. Co jest raczej zrozumiałe.
UsuńMiał powody, wiadomo. Można go tłumaczyć, można się na niego wściekać. Mam tylko nadzieję, że wyjaśnienie tego wszystkiego nie wyjdzie płytkie.
Dziękuję :)
Świetny rozdział , z resztą jak każdy ;D Życzę Ci dużo weny i oby wszystko się dobrze ułożyło w Twoim życiu prywatnym ! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńdzięki:) ułożyć się nie ułożyło.
UsuńCo? Nie! Nie tak...
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że coś za spokojnie było. Smutno, ale w miarę stabilnie.
To jedna z najmniej przewidywalnych historii, na jakie trafiłam.
Rozdział zajebisty jak wszystkie do tej pory. I nie przepraszaj, nie masz za co.
nie lubię spokoju i nie lubię być przewidywalna:)
Usuńdzięki:)
co tu się wydarzyło, co ten Możdżon odwala?
OdpowiedzUsuńMożdżon wie swoje. i robi, co chce
UsuńNiby spokojny rozdział, bez żadnych bomb, ale tak między wersami, to namiętne pisanie, hmm? Może jednak istnieje jakiś sposób, aby Kubiak zapomniał o Ali i może ma to rozwiązanie tuż pod nosem. Musi tylko wyjść ze swojej strefy komfortu. łatwo jest zatracić się w bólu, który się zna, trudniej jest otworzyć się na nowe, ale hej, czy ma coś do stracenia?
OdpowiedzUsuńBuźka!
Kam, u mnie nie może być przecież spokojnie, prawda? :D
UsuńMoże Kubiak zapomni. Może się wyleczy
Witaj Green.
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy zdążę z komentarzem przed północą. Może i nie będzie to najlepszy mój komentarz, bo jest późno, bo dukam u siebie, bo czytałam rozdział lata świetlne temu. Staram się to wszystko nadrobić, ułożyć, bo niby jest okej, ale jednak nie do końca.
Wiadomo, że czary tu uprawiasz niesamowite, że ten minimalizm jest boski, że to jest uczta, a nie opowiadanie. Że ja powinnam dziękować niebiosom, że tu mogę być. Cuda się zdarzają, wierzmy w nie.
Często czuję się po przeczytaniu rozdziału u Ciebie, jak idiotka. Taka prosta dziocha z jakąś taką naiwnością w oczach i w pisaniu.
Między nami jest rok różnicy, a piszesz tak dojrzale, tak mocno, inteligentnie. Nie dostaję wszystkiego na tacy, nie ma oczywistości i nudy. Jest piękne opowiadanie, zajmująca fabuła i Kubiak, który rozrywa mi serce.
Można się wściekać na Możdżona. I słusznie. Bo na jego wizerunku, Annie Kannie odnajduje rysę. I nie wiem sama... Co nim tak naprawdę kierowało? Troska o przyjaciela czy może egoizm? Dobra drużyna musi mieć dyspozycyjnego kapitana. Zasiałaś trochę wątpliwości. Może to pomyłka, a Marcin niepotrzebnie dostaje bęcki?
Trudno mi wierzyć w to, że Julia zmieni wszystko, może coś pomoże, ale czy uzdrowi?
Mamy ciężką sytuacją, gęstą atmosferę, ale gdzieś tam za nią stoi humor, uśmiech, sarkazm, przyjemna ironia, guma jako Baba Jaga.
Trochę prywaty: ja wiem, że ty wiesz, że ja tam jestem na tt, snapie i w jeszcze kilku miejscach. Ja naprawdę wiem, że jest ciężko, że to nie jest łatwe, że rozmowy nie pomagają, ale jakbyś chciała, czuła potrzebę to wiesz, ja mam wifi ciągle włączone.
Jestem pełna podziwu. Niańczyłaś mnie przez jakiś czas, gdy sama nie miałaś sił. Ciągnęłaś mnie razem z Kasią za uszy i możesz myśleć, że niewiele zrobiłaś, ale zrobiłaś naprawdę dużo. Ja się nie spodziewałam, że moja Anastazja, oprócz łez, bólu, paskudnego nastroju i czasem niesamowitych emocji, podaruje mi takich ludzi jak ty. Kogoś kto będzie chciał pomóc obcej dziewczynie. Jesteś naprawdę niesamowitą osobą. Ja myślałam, że tacy ludzie nie istnieją.
Dziękuję.
Wiesz, jak kocham Twoje komentarze. Mało osób daje mi takiego kopa i motywację do pisania, jak Ty.
UsuńMożdżon idealny nie jest, nie może być. Nikt przecież nie jest. Tylko czy on sam na to wpadł?
Julka. Może pomóc, może jeszcze bardziej zniszczyć Miśka.
Dziękuję!
To jest piękne. Nie mam słów, żeby opisać to, co się tu tworzy. Niesamowite. Nie mogę doczekać się kontynuacji.
OdpowiedzUsuńNatalie.
dziękuję:)
UsuńTen blog jest naprawdę świetny. Czekam na następny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńdzięki:)
UsuńCzekamy
OdpowiedzUsuńwalczę
Usuń29 yr old Sales Associate Aarika Monroe, hailing from Lakefield enjoys watching movies like Tattooed Life (Irezumi ichidai) and Handball. Took a trip to Medina of Fez and drives a Tacoma. ich wyjasnienie
OdpowiedzUsuń