Opowiadanie fanfiction, tylko wytwór mojej chorej wyobraźni.
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób (poza osobami siatkarzy) i zdarzeń przypadkowe.
Występują słowa powszechnie uważane za wulgarne.
Opowiadanie nie ma na celu urażenia kogokolwiek.

INFO: gdyby ktoś mnie tu szukał, to tu mnie nie ma. Jestem na FLY INTO ME. Wracam do korzeni. Do pierwszego sportu i jednego z pierwszych ulubionych. Do Gregora.

poniedziałek, 21 marca 2016

Rozdział II

Wracał do Polski.
Do domu? Nie. Domu nie miał od dawna. Miał mieszkania, w których spał i spędzał czas między treningami. Miał rodzinną miejscowość, do której nie miał ochoty wracać. Domu nie miał, odkąd zniknęła Alicja.
Dwudniowa przerwa nie jawiła mu się w jasnych barwach. Przecież sprzedał mieszkanie w Polsce, kiedy podpisał kontrakt w Ankarze, a do rodzinnego domu nie chciał wracać. Tam też wszystko przypominało mu o Ali.
– Misiek.
Niechętnie otworzył oczy i zdjął z uszu słuchawki, patrząc na siedzącego na fotelu obok Możdżonka, który uparcie szturchał go w bok.
– Czego? – warknął. Środkowy przewrócił oczami.
– Co zamierzasz ze sobą zrobić przez te wolne dni? – spytał.
Wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia.
– Nie wiem, gdzieś się zadekuję, może wpadnę do Jastrzębia, od kontraktu z Halkbankiem praktycznie tam nie bywam, a lubiłem miasto, lubiłem klub.
Pierwszy klub, kiedy właściwie nie było przy nim Ali. Mieli zamieszkać razem, nawet miała już tam część rzeczy, bywała w Jastrzębiu, kiedy tylko pozwalały jej na to zajęcia na uczelni. A potem zastał tam tę nieszczęsną kartkę, która zburzyła jego świat niczym domek z kart.
– Michał, jedź ze mną do Lubina, rozerwiesz się trochę, przestaniesz... – urwał, patrząc niepewnie na Kubiaka.
– Przestanę myśleć o Ali, tak? – dokończył, unosząc brwi. – Daj spokój, Marcin, nie jestem dzieckiem, przecież dam sobie radę.
– Właśnie widzieliśmy w Chicago – rzucił Drzyzga, odwracając się z siedzenia przed nimi. – Chłopie, zobaczyłeś ją w trakcie meczu i nagle zapomniałeś, jak się gra w siatkówkę, jakby ci kwadratową piłkę dali. A potem, po tym pod halą, to już kompletnie oszalałeś.
– Spieprzaj – warknął Kubiak.
Nie miał ochoty roztrząsać tego, co stało się w Stanach, swojego zachowania i reakcji, kiedy zobaczył Alę w drodze do autobusu. Nie miał ochoty do tego wracać, nie przy nich, nie z nimi.
Oszalał? Już dawno. Już lata temu.

Kłamała.
Kłamała, bo chciała w ten sposób go chronić. Bo chciała go uratować przed bólem, przed cierpieniem, które sama na niego zesłała. Najpierw, kiedy praktycznie bez słowa zniknęła, zostawiła go, na kilkanaście tygodni przed ślubem. A potem, niedawno, kiedy po latach zjawiła się na hali, na meczu reprezentacji, której kapitanem został. Kiedy spojrzała mu w oczy i nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego odeszła.
Próbowała normalnie funkcjonować, ale nie była w stanie, jej myśli cały czas krążyły wokół Kubiaka. Szukała każdej wzmianki o reprezentacji, o kolejnych meczach w Lidze Światowej. Oglądała wszystkie wywiady, których udzielał.
Potrzebowała tego, tej namiastki jego obecności w jej życiu, bo przecież nie mogła mieć nic więcej. Nawet lakonicznych wiadomości, życzeń dwa razy do roku. Nie zasługiwała na to. Sama się tego pozbawiła.
Stała się swoim największym wrogiem, bo sama siebie zniszczyła. I od lat siebie za to nienawidziła. Za to, co zrobiła sobie. Za to, co zrobiła Michałowi.
Dzwonek telefonu wyrwał ją z zamyślenia. Niechętnie spojrzała na wyświetlacz, odczytała znajome imię.
– Co jest, Leah? – spytała.
Leah, jej przyjaciółka, jedyna bliska osoba w Stanach. Poznały się na studiach, na Uniwersytecie Ohio, razem te studia ukończyły i razem znalazły pracę.
Leah znała ją doskonale, znała jej historię, każdy szczegół. Wiedziała, dlaczego zostawiła Kubiaka, jako jedyna słyszała tę opowieść z ust Ali.
– Ala, wszystko w porządku? Dawno się nie odzywałaś.
Dawno? Od meczu Polaków. Kilka dni.
Kilka dni, które spędziła na rozdrapywaniu niezabliźnionych jeszcze przecież ran.
– Tak, okej – odparła cicho. Po drugiej stronie usłyszała ciche prychnięcie.
– Właśnie słyszę. Znam cię, Ala. Będę za pół godziny.
Leah rozłączyła się, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Westchnęła cicho. Nie miała ochoty na to spotkanie, ale doskonale wiedziała, że przyjaciółka postawi na swoim, zawsze tak było. Trzymała jej szaleństwo w ryzach.
Czasami tego potrzebowała, tej jednej osoby, kotwiczącej jej w rzeczywistości. A czasami potrzebowała swojego szaleństwa, bo tylko ono sprawiało, że momentami zapominała o tym, co zrobiła Michałowi, że momentami znów miała wrażenie, że on jest obok.
Tęskniła za nim, chociaż nie miała prawa tęsknić. Chociaż sama odeszła.
Bezmyślnie przeglądała stare zdjęcia, przerzucała fotografie ze stosu na stos, nie zatrzymując się dłużej przy żadnej. Roześmiana, na plaży, na szczycie Kasprowego Wierchu, pod swoim wydziałem na uczelni... Wspomnienia z Polski, z dawnych, dobrych lat. Każde z tych zdjęć zrobił przecież Kubiak.
Zamarła nagle, trzymając fotografię w drżącej dłoni. Doskonale pamiętała ten dzień, to miejsce. Stała roześmiana, wyjątkowo z rozpuszczonymi włosami, nie patrzyła w obiektyw, wpatrywała się w lustro.
Przymierzała swoją suknię ślubną.
Wpatrywała się w fotografię, czując zbierające się pod powiekami łzy. Tęskniła. Kochała. Nie chciała, nie potrafiła zapomnieć.
I żałowała, tak mocno, jak nigdy wcześniej, że odeszła, dla jego dobra.
A potem rozpadła się na drobniutkie kawałki.

Lotnisko w Warszawie, ile razy już tu był? Ile razy lądował i ile razy odlatywał? Ile razy stał z uśmiechem na twarzy i ile razy ze łzami w oczach i goryczą porażki w sercu? Ile razy kogoś żegnał i witał?
Nie liczył tych przylotów i odlotów, powrotów, wyjazdów, odpraw, czekania. Jego zawód wiązał się z podróżami na mecze, powołanie do kadry oznaczało latanie po całym świecie. Był w Japonii, był w Brazylii, w Stanach... Zwiedził pół świata. Spotkał tysiące osób.
Żadna nie zajęła w jego sercu miejsca Ali.
Warszawa. Nie przepadał za tym miastem, nie lubił go nawet wtedy, kiedy grał w Politechnice. Teraz nienawidził go jeszcze bardziej. Tutaj był szczęśliwy, tutaj był z Alą.
Gorące powietrze uderzyło go w twarz, kiedy wyszedł z terminala. Ktoś klepnął go przyjacielsko w ramię, chyba Kurek.
– Stary, gdzie w końcu jedziesz?
Stanęli nagle z jego dwóch stron, obaj od niego wyżsi, z jednej strony Drzyzga, z drugiej Możdżonek. Westchnął cicho.
– Nie wiem – mruknął. – I to chyba nie wasza sprawa.
Środkowy prychnął gdzieś nad jego głową, ale nawet na niego nie spojrzał.
– Wariujesz nam, Kubiak, i to na naszych oczach – powiedział Możdżonek. – Jedziesz ze mną do Lubina albo z Fabiem do Rzeszowa, wybieraj.
– Posrało cię – odparł Kubiak. Marcin pokręcił głową.
– Nie mnie, tylko ciebie, Michał – zaczął spokojnie. – I właśnie o to chodzi. Dlatego nie puścimy cię nigdzie samego. Masz wybór, ja albo Fabio. – Uśmiechnął się lekko. – Możesz jeszcze ewentualnie jechać z Wroną do Kłosa. Wybieraj.
Drzyzga zaśmiał się gdzieś obok. Kubiak prychnął ze złości, patrząc wrogo na środkowego.
– Dogłębnie i całkowicie cię pojebało, Możdżon – warknął. Możdżonek uśmiechnął się szerzej w odpowiedzi.
– Mieszkam z tobą w pokoju, to w końcu musiało nastąpić – odrzekł.
Usłyszał za plecami kolejny wybuch śmiechu, tym razem młodego przyjmującego, Miki.
– Pieprz się. Jadę z Fabianem, inaczej mi spokoju nie dacie – rzucił  niechętnie. Drzyzga poklepał go po ramieniu.
– Dobry wybór, Misiek. W Rzeszowie czeka już na ciebie Igła.


Milczał praktycznie przez całą drogę do Rzeszowa, z obrażoną miną wpatrując się w migający za oknem samochodu krajobraz. Fabian prowadził, jego dziewczyna siedziała z tyłu. Na początku próbowali zagadywać Kubiaka, ale po trzecim przekleństwie zrezygnowali i zajęli się rozmową między sobą.
Nie miał ochoty na przebywanie z Drzyzgą, na spotkanie z Ignaczakiem. Odkąd dostrzegł Alę na trybunach, nie miał ochoty na nic. Jakby czas zatrzymał się w miejscu, w momencie zobaczenia jej ciemnych warkoczy, uśmiechu, spojrzenia w jej oczy.
Zwariował, oszalał, kompletnie stracił rozum. Miał dość, ale nie potrafił otrząsnąć się z marazmu. Nie bez niej.
Kiedyś to ona trzymała jego szaleństwo w ryzach.
Drzyzga zgasił nagle silnik i spojrzał na siedzącego obok przyjmującego.
– Misiek, dojechaliśmy – powiedział.
Dojechali. Nawet nie zauważył, kiedy minęli zieloną tabliczkę z napisem Rzeszów, kiedy skręcili w stronę Słociny, kiedy wreszcie wjechali na podjazd pod domem Ignaczaków.
Nie zauważył, pogrążony we własnych, niewesołych myślach. Zagubiony we własnym szaleństwie.
Trzasnęły drzwi domu, Ignaczak stanął na schodach, odruchowo przeczesując włosy palcami. Drzyzga wysiadł z samochodu i skierował się w stronę bagażnika.
– Fabio, siema! – wrzasnął libero. Fabian pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. Trzasnął klapą bagażnika i postawił walizki na kostce obok samochodu.
– Przywiozłem ci lokatora – zawołał. – Siedzi obrażony w samochodzie, ale prędzej czy później wylezie.
Ignaczak podbiegł do młodszego kolegi, zerkając po drodze na siedzenie pasażera przez niedomknięte drzwi od strony kierowcy.
– Jak się trzyma? – spytał. Drzyzga wzruszył ramionami.
– Warczy na wszystkich bardziej, niż zwykle, nie chce gadać, Monia chciała wiać z samochodu po pierwszych pięćdziesięciu kilometrach, bo nie mogła znieść atmosfery.
– Czyli kiepsko – skwitował Krzysiek. Monika, dziewczyna Fabiana, wysiadła z samochodu i stanęła obok nich.
– Kiepsko? Jak przyjechałam po Fabia to Misiek właśnie próbował zdzielić Możdżona za wrobienie go w tej przyjazd do Rzeszowa – powiedziała. – Odmawia wyjścia z samochodu. Mówi, że mu wygodnie, nie potrzebuje terapii i, cytuję, "Igła niech się całuje w swoją rzeszowską dupę".
Ignaczak prychnął cicho i podszedł do drzwi, przy których siedział Kubiak.
– Wyłaź, do jasnej kurwy, bo cię wywlokę za fraki – oznajmił, uśmiechając się szeroko. – Wyższy może i jesteś, ale Fabio mi chętnie pomoże.
– Spieprzaj, Ignaczak – mruknął Kubiak. – Zostawcie mnie wszyscy w spokoju.
Drzyzga zaśmiał się, stając obok Krzyśka.
– Odpada, Misiek – odparł. – My cię nie zostawimy w spokoju, ty grzecznie wysiądziesz z samochodu, pójdziesz do domu Igły, napijesz się wódki czy co tam Krzysiek trzyma w barku, a potem grzecznie nam wszystko opowiesz. Stoi?
Kubiak westchnął ciężko, patrząc na stojących przy samochodzie siatkarzy.
– Przecież, kurwa, nie mam wyjścia.

Leah otworzyła drzwi do jej mieszkania zapasowym kluczem i wkroczyła do środka, nie czekając nawet na zaproszenie. Zastała Alę na kolanach, na środku pokoju, z zamkniętymi oczami i łzami płynącymi po policzkach. Rudowłosej Amerykance wystarczył rzut oka na fotografie rozrzucone na dywanie, by zorientować się, co się stało. Usiadła obok przyjaciółki.
– Znowu oglądasz stare zdjęcia.
Ala podniosła wzrok, niechętnie otwierając oczy. Spojrzała na przyjaciółkę zamglonym wzrokiem.
– Nie mam nic lepszego do roboty – mruknęła. Rudowłosa prychnęła cicho.
– Rozdrapujesz stare rany, Ala. Po co?
– Byłam na meczu – powiedziała cicho. – Widziałam się z Michałem.
– Po co? – Amerykanka powtórzyła krótkie pytanie.
No właśnie, po co? Dlaczego robiła to sobie i jemu? Dlaczego tak bardzo nie chciała odpuścić, zapomnieć, przejść dalej?
– Chciałam go zobaczyć, z daleka. Nie przewidziałam, że Możdżonek mnie pozna – odparła. – A Michał... Chryste, Leah, on był tak blisko, wystarczyło wyciągnąć rękę i znowu byłby mój... – urwała, zamykając oczy, usiłując powstrzymać łzy.
– I dlaczego tego nie zrobiłaś?
Przygryzła wargi, paznokcie lewej dłoni odruchowo wbiły się w skórę. Uspokajacz. Wyciszenie. Chwila koncentracji na fizycznym bólu, chwila odepchnięcia myśli.
– Przecież wiesz – mruknęła Ala. Rudowłosa westchnęła cicho.
– Wiem – potwierdziła. – Co nie znaczy, że rozumiem.
Wstała, jeszcze raz powiodła wzrokiem po rozrzuconych fotografiach.
– Leah...
– Zrobię ci kawę – powiedziała. – Pozbieraj te zdjęcia, Ala. I najlepiej je wyrzuć, dla własnego dobra. Nie rozdrapuj ran.
Przecież nie chciała ich rozdrapywać. Przecież nie chciała cierpieć.
Przecież nie chciała o nim zapomnieć.

Siedział na drogiej kanapie w domu Ignaczaka, tępo wpatrywał się w telewizor i usiłował ignorować sztucznie wesołe paplanie Krzyśka. Coś planowali. Jeszcze tylko nie wiedział, co.
Drzyzga przyglądał mu się z uwagą, co chwilę zerkając nerwowo na telefon, Igła usiłował zagadać ciszę, opowiadając o wszystkich swoich przygodach z Kadziewiczem, ostatnich szkolnych sukcesach córki i treningach syna.
Zbyt dobrze ich znał, żeby się na to nabrać.
– Dobra, powiedzcie, co wy, kurwa, kombinujecie, bo Igła znowu pierdoli jak Makłowicz, a ja mam dość – prychnął nagle. Drzyzga zaśmiał się cicho, widząc obrażoną minę gospodarza.
– Wypchaj się, Misiek – mruknął Krzysiek. Sięgnął po pilota i wyłączył telewizor. W salonie zapanowała cisza, nie słyszeli nawet rozmów dzieciaków dobiegających z piętra.
– Oho, już jest – odezwał się Fabian.
Kubiak zmarszczył brwi, wpatrując się w dziwnie uśmiechniętego rozgrywającego.
– Co wy znowu wymyśliliście, Fabio? – spytał. Drzyzga uśmiechnął się szerzej.
Nie zdążył odpowiedzieć, przerwał mu dzwonek do drzwi i szybkie kroki w przedpokoju.
Ignaczak podniósł się, zerkając niepewnie na Michała.
– Misiek, ja cię lubię, wiesz o tym – zaczął. – Tylko postaraj się niczego nie rozwalić, Iwona lubi te meble.
– Nadal próbuje bić niewinnych?
Znajomy głos. Zacisnął dłonie w pięści i spojrzał w tamtą stronę.
– Co to, kurwa, komitet ratowania biednego Kubiaka? – warknął.
Stojący w progu Możdżonek i Zagumny uśmiechnęli się lekko.
– Słyszałeś Krzysia, nic nie zepsuj – prychnął Guma. – Siadaj na dupie, nie warcz na wszystkich wokół i gadaj. Igła, wódka. Przyda się nam wszystkim.
Usłyszał śmiech Drzyzgi za plecami i poczuł przyjacielskie klepnięcie w plecy.
– Wyluzuj, Misiek, przecież chcemy ci tylko pomóc.
 Zacisnął dłonie w pięści, patrząc wściekłym wzrokiem na Zagumnego i Możdżonka.
– To będzie, kurwa, długa noc – wysyczał.
Przecież nikt nie mógł mu pomóc.

~*~
Nie wiedziałam, że Misiek będzie aż tak oporny we współpracy. Masakra. Wstyd mi.
Patrzę na to, co dzieje się w Ankarze i jestem przerażona. Kubiaku, wracaj do nas.
Znudzonych zapraszam do zakładek, muzykę aktualizuję za każdym razem, jak mi coś przyjdzie do głowy, bohaterowie dodawani w miarę równo z pisaniem.
Do Was z komentarzami wpadam dzisiaj, wieczorem i w nocy;)
A z okazji świąt życzę Wam, Waszym rodzinom, chłopakom siatkarzom i mojej rodzinie przede wszystkim zdrowia. Fizycznego i psychicznego. Ostatnio zbyt mocno się przekonuję, jak jest ważne,

24 komentarze:

  1. Świetne, bardzo podoba mi się Twój styl pisania i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, pisz jak najszybciej! :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję, cieszę się, że się podoba:)

      Usuń
  2. Będzie krótko, bo sprawozdanie i nauka na koło czekają.
    Że piszesz cudownie, to wiesz. Zresztą wspominałam nie raz. A co do treści - niech oni się spotkają w końcu, bo powariują do reszty oboje. Przecież ryba bez wody prędzej przeżyje niż oni bez siebie (tak, wiem, wyjątkowo beznadziejne porównanie). Szczególnie, że mają niewyjaśnione sprawy. A wątpliwości i domysły bywają najgorsze.
    To ten. Czekam na kolejny i życzę weny.
    Spokojnych i miło spędzonych świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym spotkaniem chyba trzeba będzie trochę jeszcze poczekać. Nie może być zbyt prosto;)
      Dziękuję pięknie!

      Usuń
  3. A jakim prawem Tobie jest wstyd Green? Jakim się pytam?
    Miałam łzy w oczach, gdy czytałam ten rozdział. Nie wiem, którą strunę we mnie nadszarpnęłaś, ale z trudem powstrzymałam się od płaczu. Nie umiem wyrazić tego, co czuję, czytając bluźnierstwa Kubiaka i roztrzęsione, rozstrzelone myśli Ali. Mam wrażenie, że jestem nimi, po trosze z każdego. Mam wrażenie, że znam ich ból, a jednocześnie wiem, że nie mogę mieć o nim pojęcia. To... dość frustrujące. Ale również intrygujące ;) Nie spodziewałam się, że Kubiak ulegnie przyjaciołom; niby na to nie wygląda, ale chyba podświadomie chce pomocy. Chce, żeby ktoś go pociągnął za język, a potem walnął w plery i powiedział :Stary, dobrze będzie!". Wydaje mi się, że on tego potrzebuje, wygadać się, mimo, że nie wierzy iż ktokolwiek byłby w stanie mu pomóc.
    Kiedy już myślałam, że wypłyną mi łzy z oczu, doczytałam do spotkania na linii Igła - Dziku. Humor diametralnie mi się zmienił. "- Wyłaź, do jasnej kurwy, bo cię wywlokę za fraki - oznajmił, uśmiechając się szeroko. - Wyższy może i jesteś, ale Fabio mi chętnie pomoże." -> rozbiłaś mnie tym, tak bardzo rozbiłaś! xD aż zapomniałam o rozwalonym kręgosłupie na kilka chwil, tak się śmiałam :P dzięki Ci za ten tekst, dzięki Ci za Igłę i jego kreację tutaj ♥ (przy okazji, wkradła Ci się w tym zdaniu jedna literówka: masz wyłaś zamiast wyłaź ;P)
    No za to na sam koniec dowaliłaś z grubej rury. Guma? Tutaj? Teraz? U Igły? Ustawia Kubiaka? I jeszcze wódki prosi! La Boga, co się dzieje :o mam nadzieję, że Michał będzie bardziej współpracował przy III, bo ja już chcę ją przeczytać :D Tym Panem Pawłem tak mnie zaciekawiłaś, że będę zjadać paznokcie teraz :P
    pozdrawiam, weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd mi, bo nie wychodzi. Nie tak, jak bym chciała i nie jestem z tego rozdziału zadowolona.
      Że ruszyłam jakieś emocje to się cieszę bardzo. I dziękuję za to. I za uśmiech przy spotkaniu z Igłą też. Sama się śmiałam, pisząc to, przyznaję. A to mi się bardzo rzadko zdarza.
      Guma, wódka, Kubiak i cała armia dwumetrowców - to się nie może dobrze skończyć;)
      Dzięki za wytknięcie literówki, już poprawiłam:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Nie wiem, jak to robisz, ale masz wyjątkowy dar do opisywania skomplikowanych stanów emocjonalnych, bólu, rozdarcia i szaleństwa Twoich bohaterów - bo oni oboje są szaleni i może właśnie dlatego tak dobrze było im razem.
    Ala z jednej strony wydaje się być niesamowicie krucha, eteryczna, jakby miała rozpłynąć się i zniknąć pod naporem rzeczywistości. Z drugiej - wykazała się ogromną siłą, gdy zostawiła Kubiaka. Abstrahując od jej motywacji (skoro była wstanie odejść, to powód musiał być równie silny co jej miłość do Miśka) i tego, czy miała rację i w ogóle prawo podejmować taką decyzję za ich oboje, mimo, a może właśnie dzięki, ogromnemu uczuciu do Kubiaka potrafiła jego dobro przedłożyć nad własne i zostawić go, wierząc, że tak będzie dla niego lepiej. Ale Michał jest jej nadal potrzebny, może właśnie podświadomie dlatego poszła na jego mecz - z rozsądkowego punktu widzenia chciała go tylko zobaczyć, przez chwilę być bliżej niego i poczuć jego obecność, ale gdzieś w środku może właśnie liczyła, że "sprawa" ruszy do przodu, bo mimo pozorów normalnego życia (studia, praca) nie daje sobie rady.
    A Michał... Do tej pory był w stanie tłumić swoje uczucia, chował je gdzieś głęboko w sobie, starając się zająć myśli siatkówką - jedyną "miłością", która mu została i unikać wszystkiego, co mogłyby spowodować nawrót wspomnień. Mimo pozorów bycia twardzielem, emocjonalnie nie radzi sobie równie mocno jak Ala. A jej powrót burzy tamy, których zbudowanie umożliwiało mu w miarę normalną egzystencję. Próbuje starej "metody" tłumienia emocji i wypychania ich na skraj świadomości, ale teraz nie daje rady. Musi zrzucić maskę twardziela i pozwolić sobie pomóc. Chociaż bardzo nie chce tej pomocy potrzebować.
    Marcin w Twoim opowiadaniu kradnie moje serce. Jest po prostu wspaniały. Cierpliwy, troskliwy, ale też zdecydowany. Nie pozwoli Kubiakowi zostać samemu z problemem, choćby się zapierał nogami i rękami. Bo od tego są prawdziwi przyjaciele.
    Krzysiek też pełni w ich "paczce" ważną rolę, potrzebny jest ktoś, kto w takiej sytuacji będzie potrafił rozluźnić atmosferę i jeśli nie idzie załatwić sprawy na poważnie i po dobroci, posłużyć się żartem.
    No, a jak pojawił się Król Paweł, to już Kubiak nie wywinie się od zwierzeń. Rudej Pumie się nie odmawia ;-)
    A Michał i Ala... Może właśnie dlatego ich relacja jest tak silna i niemożliwa do zapomnienia, że połączyło ich wspólne szaleństwo. Potrzebują się, bo tylko razem są w stanie to szaleństwo okiełznać. I nawet jeśli to nie był zdrowy związek, to może dla nich jedyny możliwy.
    Eh, chyba troszkę przyszarżowałam z interpretacją ;-)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, jestem niesamowicie ciekawa motywacji działań Ali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz, za analizę Miśka i Ali. W punkt. Tacy są w mojej głowie właśnie. Emocjonalnie rozchwiani, szaleni, nieracjonalni.
      Cieszę się, że Marcin i Krzysiek też trafili.
      A czy Puma coś z Miśka wyciągnie, to jest kompletnie inna sprawa:D
      Dziękuję za wspaniały komentarz:)

      Usuń
  5. Może i Kubiak Ci się stawia, ale to tylko wychodzi mu na dobre. Jeżeli Twój Kubiak warczy, obraża się na świat, gotuje pod pokrywką i odmawia wyjścia z samochodu "bo tak" to wg mnie proces tworzenia przebiegł prawidłowo i "TO ŻYJE!".
    Uwielbiam Cię za wprowadzenie Pana Pawła, rzucone jak przy operacji: "Igła, wódka" jest naprawdę idealne, a Guma to chyba jedyna postać, w stosunku do której mój pokręcony umysł dopuszcza potulnego Kubiaka.
    Mam nadzieję, że już niedługo dowiemy się co tak naprawdę się podziało, co Ala skrywa i czego się obawia. Może to przez to, że tkwię stale z piszącą listy do Nikogo Elizą obstawiam jakąś chorobę, choćby dziedziczne szaleństwo.Co by to nie było, już pora na zwrot akcji bo poszaleją oboje i stracisz bohaterów.
    A za wstęp: "Domu nie miał od dawna. Miał mieszkania, w których spał i spędzał czas między treningami. Miał rodzinną miejscowość, do której nie miał ochoty wracać. Domu nie miał, odkąd zniknęła" bardzo, bardzo, bardzo dziękuję. Przyczyny zostawię sobie.
    Pozdrawiam i życzę, żeby Kubiak opierał się dalej, bo skutki są kapitalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całej armii siatkarzy faktycznie chyba tylko Guma może zapanować jakoś nad Kubiakiem. Tylko Pan Paweł ma szanse jakoś go ogarnąć i uspokoić. O ile to w ogóle możliwe;)
      Kubiak nie przestaje się stawiać i ze mną walczyć. Niedobry.
      Dziękuję!

      Usuń
  6. Bardzo ciekawa jestem jak rozwinie się ta historia ;D nie mogę się już doczekać kolejnego ! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech opiera Ci się jak najdłużej, bo to świetne jest!
    Z jednej strony chcę happy endu i hasających po ulicach jednorożców i budyniu rosnącego na drzewach, z drugiej jednak gmatwasz, miotasz i plączesz tak pięknie, że szaleństwo z pod Twojej klawiatury czyta się z rosnącym sercem.
    No i nocne Polaków rozmowy i Pan Paweł w roli poskramiacza dzikich dzików, po prostu wow, więcej i w ogole <3
    Tobie też życzę wszystkiego dobrego na święta. O, na przykład tych jednorożców.

    OdpowiedzUsuń
  8. dobrze, że oboje mają wokół siebie ludzi, którym na nich zależy i którzy chcą ich postawić na nogi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, witam.

    Czuję się jak gówno, zachowuję się jak gówno i chyba jestem gównem, więc napiszę gówniany komentarz.

    Przeczytałam sobie drugi raz ten rozdział (no dobre, przeczytałam go już z dziesięć razy, bo kto mi zabroni?). Najpierw zacznę od treści, bo mam wrażenie, że zawsze poświęcam jej zbyt mało czasu, a potem opowiem Ci, jak cudownie piszesz, jaką wspaniałą osobą jesteś i jak nie umiem wyjść z zachwytu. Gdybym zaczęłam od wyrażania podziwu to pewnie nie umiałabym się zatrzymać i cały komentarz skupiałby się na moich emocjach, a nie na tym, co dzieje się u Michała i Ali. Chyba właśnie to robię, odbiegam od tematu i piszę od rzeczy, no ale powinnaś się już do tego przyzwyczaić, kurde no!
    Co ja to chciałam napisać... Czuję się ostatnio jak gówno, ale to już chyba napisałam.

    Zacznę sobie od Kubiego, bo wiadomo. Kubi.
    Przez mój zachwyt trudno jest mi komentować, podejść obiektywnie, bez emocji, ale chyba właśnie o to chodzi. Oszalał, zwariował, postradał wszystko zmysły. Z miłości, z tęsknoty. Skrzywdzony, obolały, a ból teraz, gdy ona znowu była w zasięgu wzroku, na wyciągnięcie ręki, pulsuje. Bo jak inaczej miałoby być? Jak miał przywyknąć do takiego brutalnego potraktowania go? On zasłużył na coś więcej niż liścik w kuchni, między masłem a miską z owocami. Na prawdę, powiedzianą prosto w oczy. Scena przy barierkach, w kontekście tego, co czytam u Ciebie teraz, patrząc na ból Michała, jest jeszcze bardziej drastyczna. Czytałam ją przed chwilę i rozbolał mnie brzuch, z nerwów, z żalu. No i się poryczałam. Bo tak mi go żal. Bo zastanawiam się za co? Co tak brudnego i złego skrywa Alicja?
    On jest taki realny, nie jest przerysowany, a przecież tak łatwo przerysować cierpienie i zrobić z tego farsę. Ale tu jest Michał - groźny, zamiast mówić warczy, rzuca się odpycha, ale jednocześnie jest ten Michaś - ten mały, skrzywdzony, rozhuśtany chłopiec, który mało rozumie ale i tak kocha. Smutny to widok i serce mnie boli.
    Są przyjaciele, to ładne. Jest Możdżon(głos rozsądku), jest Fabian(prawdomówny), Guma(który też jest głosem rozsądku, nie będzie się raczej pieścił z Kubim), no i Krzysiek(który będzie na pewno świetnym barmanem, ale do tego ma coś w sobie tak dobrego, że może się przydać). To naprawdę wiele osób, które chcą pomóc Michałowi, chociaż on twierdzi, że tego nie potrzebuje. Sama nie wiem. Nawet najlepszy psycholog może nie pomóc, jeśli ktoś nie chce współpracować. Może wódka pomoże.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alicja.
      Powinnam być na nią wściekła, bo Michał cierpi. Ale kim bym była, gdybym się na nią złościła? Przecież ona też cierpi. Jest krucha, boję się, że rozpadnie się za chwileczkę. Jak słaba i silna musi być jednocześnie? Jakim cudem znalazła w sobie tyle siły, żeby zrobić sobie samej krzywdę, bo przecież kochała, kocha. Czy istnieje coś, co ją usprawiedliwi? Czy ja, Annie, gdy dowiem się, dlaczego to zrobiła przyznam, że miała racje? Czy to jest możliwe? Nie wiem, ale chcę już wiedzieć, przekonać się.

      To kolejne bardzo dobre opowiadanie w Twoim wykonaniu. Kolejne, które mnie dotyka, kolejne przez które płaczę, kolejne przez które mam motylki w brzuchu. Kolejni bohaterowie, którymi jestem, z którymi cierpię, o których się martwię, których szczerze, boleśnie kocham. Kolejny cud się dzieje, kolejne opowiadanie, które sprowadza mnie do parteru i bije po twarzy, zachwyca. Rani, bo jest trudne i bolesne, ale do którego wracam, bo inaczej nie umiem. Bo powtórzę kolejny raz: kocham tu być i nie wyobrażam sobie nie wracać tutaj.
      Minimalizm, brak patosu, brak jakieś przesady - stylowe, ze smakiem, gustem, bez niepotrzebnego pierdolenia o niczym. Takie właśnie są te niespotykane, piękne, magiczne i prawdziwe opowiadania, których szukam i często znaleźć nie mogę.
      Bo człowiek szuka takich emocji, mocnych, rozsadzających mózg, takich, które odwrócą uwagę, chociaż na moment, od tego, co się dzieje w środku, w sercu.
      Szukałam lekarstwa na ataki paniki, na nerwicę, na depresję, chciałam odsapnąć. Wyobraź sobie, że któregoś dnia, pewnie listopadowego(bo nie pamiętam tego, co działo się ze mną w październiku i listopadzie) pojawiła na moim durnym blogu Pieczarka, została u mnie i zaprosiła do mnie do takiego magicznego świata i ja przyjęłam zaproszenie. I wracam tam do niej ciągle, bo tak jest łatwiej, bo są słowa, które leczą. Czasem niewiele trzeba, żeby się uśmiechnąć. Nie, to nie są wesołe historie o płytkich siatkarzach. To są ciężkie opowieści, ale ja się uśmiecham, bo są piękne. Mnie już mało co zachwyca, ale ten blog, poprzedni, co ja gadam? Wszystko to, co piszesz mnie porusza i zachwyca, a przecież o to trudno.
      Niezbyt wiem, co mogłabym Ci jeszcze napisać. Może to, że tak cudownie przeplatasz emocje, że to wszystko jest realne, że czasem się zaśmieję, szczególnie z rzeszowskiej dupy Igły. To za mało.

      Pięknie, dziękuję.

      Trzymaj się Greenberry. Wesołych, spokojnych i bezpiecznych świąt.

      Zuzek aka Annie Kannie.


      Znowu limity, co im kurna przeszkadza, że napiszę trochę więcej?

      Usuń
    2. Znowu nie wiem, jak odpowiedzieć, co napisać, bo brakuje mi słów. Bo Ty jesteś tak niesamowita, tak inteligentna i utalentowana, jesteś tak wspaniałą osobą. I mówiłam to już, gdyby nie Ty, pewnie nigdy nie skończyłabym Bartka, nigdy nie byłoby Michała. Pewnie po raz kolejny bym rzuciła bloggera w diabły i przestała pisać. Na jak długo? Nie wiem, może na miesiąc, może znowu na kilka lat. Może na zawsze. Ale pojawiłaś się Ty, a ja zostałam.
      Trochę mi głupio i trochę mnie boli takie pisanie o Michale, robienie mu z dupy jesieni średniowiecza i takie rozwalenie go. Wiadomo, to Misiek, nasz kapitan, nasz Kubiak. Rozwalony psychicznie Kubiak zawsze boli.
      Dziękuję, po prostu dziękuję, bo nie wiem, co więcej mogłabym tu powiedzieć. Bo brakuje mi słów, bo jest mi głupio, bo wiem, że nie zasługuję na te wszystkie komentarze, miłe słowa.
      I jeszcze jedno. Ty napisałaś to w którymś komentarzu, ja powtórzę tutaj. Jeśli chciałabyś o czymkolwiek pogadać, wal śmiało. Nie chcę naciskać, nie chcę na siłę czegokolwiek z Ciebie wyciągać. Mówię tylko, że zawsze jestem. Zawsze możesz napisać.
      Trzymaj się! Dziękuję

      Usuń
  10. To niesamowite jak wspomnienia, jedno bardzo przelotne spotkanie może wpłynąć na człowieka. Wystarczyło tak niewiele, aby na nowo otworzyć tamten rozdział, a wraz z nim całe pudełko żalów, pretensji, pytań i bólu. Oboje nigdy nie przebolali odejścia Ali, co najwyżej nauczyli się żyć z tym bólem na co dzień, przyzwyczaili się do niego, w jakimś stopniu przytłumili, ale on był, wciąż, przez te wszystkie lata. I teraz, po spotkaniu w Chicago wypłynął na powierzchnię. Są rany, które się nie zabliźniają. Po prostu.
    I jestem mega ciekawa ich historii z perspektywy Ali.
    Całuję i przepraszam, że tak późno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno krótkie spotkanie na nowo pootwierało im wszystkie rany, które i tak ledwo się zagoiły. A może w ogóle się nie zagoiły, nie całkiem. Jeśli nie przestali się kochać, to chyba nie mogli zapomnieć, nie mogło przestać boleć.
      Ala ostatnio poszła trochę w odstawkę, skupiłam się bardziej na Michale. Ale wróci, ma swoją rolę do odegrania;)

      Usuń
  11. EJ, ja jestem dopiero teraz. Cholernie przepraszam.

    Po dwóch rozdziałach spokojnie mogę powiedzieć, że podoba mi się dużo bardziej niż historia Kurka, którą zakończyłaś niedawno.
    Serio. Jest lepiej napisana, chyba lepiej poprowadzona, widać już po dwóch rozdziałach.
    Podoba mi się, BARDZO, przeplatanie perspektyw.
    W ogóle, Kubiak to u wszystkich jest kurde taki bedboj, że normalnie to się robi nudne.
    Albo się nie robi.
    No, nie robi się. To znaczy, czekam na coś, gdzie on będzie takim potulnym kochanym misiaczkiem, a z drugiej strony to mnie zawsze tak cholernie jara, że on jest taki zły, że aż mi, kurna, głupio. Serio, zawsze kupię takiego Miśka. :D

    Oboje ładnie sobie pociągnęli tym spotkaniem za spust. Znajome uczucie, co? Ja czasami się łapię, że takich "triggerów" (jak to nazwać po polsku, żeby nie brzmiało idiotycznie?) mam masę, ale mija czas, krótszy lub dłuższy, że znikają.
    Wierzę w to, że u nich też.

    I liczę na ich happy end. Ale nie taki sztampowy. Zupełnie niespodziewany, byle był happy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, jeszcze mam do dodania jedną rzecz! Myślę, że jeśli coś nie współpracuje (w tym przypadku ktoś) to czasem nawet dobrze, bo musisz się bardziej nagłowić, trochę nagimnastykować - a to najczęściej wychodzi tekstowi na dobre.

      Buziak.

      Usuń
    2. ej, strasznie się cieszę, że jesteś♥
      I się strasznie cieszę, że Ci się podoba.
      Czy z Kubiaka w ogóle da się zrobić potulnego Misia? Czy to w ogóle możliwe?
      A jeśli chodzi o happy end, to wiesz... znasz mnie z onetowych i skokowych opowiadań :D

      Usuń