Trybuny
pełne ludzi, fanów siatkówki ubranych w narodowe barwy, ogłuszający wrzask po
każdym straconym przez twoją drużynę punkcie. Teren wroga, teren przeciwnika.
Grupa kibiców twojej reprezentacji, flagi twojego kraju, ciche brawa,
zagłuszone przez resztę publiczności, kiedy zdobywasz punkt. Omiatasz wzrokiem
widownię, dostrzegasz kilka koszulek reprezentacyjnych, biało-czerwonych, z
numerami na piersiach. Nowakowski, Kurek, Wlazły, najpopularniejsze numery i
nazwiska. Jakaś osiemnastka, kilka szesnastek. Uśmiechasz się pod nosem, mecz
się dopiero rozpoczyna, to dopiero pierwsza przerwa techniczna, na której
prowadzicie czterema punktami. Trener przekazuje wam jakieś wskazówki,
właściwie go nie słuchasz, czujesz się dobrze, pewnie, wiesz, że to będzie mecz
twojego życia, kolejny genialny występ.
A potem na
trybunach dostrzegasz koszulkę z twoim numerem i nazwiskiem, dostrzegasz
ciemne, długie włosy zaplecione w dwa warkocze, czujesz mrowienie skóry na
plecach, kiedy ona patrzy na ciebie, tak znajome uczucie.
Nie zmieniła
się, nadal uśmiecha się lekko ironicznie, nadal marszczy brwi, kiedy wpatruje
się w boisko. Poznajesz ją nawet ze sporej odległości, poznajesz koszulkę,
którą sam jej kiedyś podarowałeś. Nagle ulatują z ciebie wszystkie siły, nagle
masz ochotę wyjść, rzucić to wszystko w cholerę i nigdy więcej nie wrócić na
boisko.
Masz ochotę
cofnąć czas, ale przecież tego nie umiesz. A ona siedzi na widowni, bolesny
wyrzut sumienia, stracona szansa, pytania bez odpowiedzi, żal, tęsknota i
uczucie, które w tobie nigdy nie wygasło.
Musisz
wracać na boisko, stanąć do przyjęcia, dograć piłkę do stojącego pod siatką
Łomacza, musisz zrobić kilka szybkich kroków, wyskok, atak. Musisz, robisz to,
ale piłka ląduje w aucie, nie zahaczając wcześniej o blok rywali. Potem mylisz
się w przyjęciu, popełniasz kilka prostych, szkolnych błędów, wreszcie przy
linii bocznej boiska staje młody Szalpuk, w dłoni trzymając tabliczkę z twoim
numerem. Z trzynastką.
Mecz
przegrywacie, w trzech setach, szybko i boleśnie. Nie zwracasz na to większej
uwagi, w przerwach posłusznie biegasz od bandy do bandy, udając, że się
rozgrzewasz, ale twój wzrok cały czas ucieka w stronę sektora, w którym siedzi
dziewczyna w koszulce z twoim numerem na piersiach. Koszulka jest stara, trochę
przetarta, jeszcze z kołnierzykiem. Teraz pod twoim numerem jest pozioma
kreska, znak, że zostałeś kapitanem. Miałeś poprowadzić swoją drużynę do
zwycięstwa.
Ale
zobaczyłeś ją, tę swoją straconą szansę, i nagle zapomniałeś o wszystkim. Ona,
Alicja, wyrzut sumienia z włosami splecionymi w dwa warkocze.
Co wtedy
zrobiłeś nie tak? Co zepsułeś?
Od prawie
dwóch lat szukasz odpowiedzi na te pytania, a biała, długa sukienka, którą
zostawiła w twoim mieszkaniu, wcale nie chce ci pomóc.
Wychodzisz z hali, powoli kierujesz się w
stronę autobusu, który ma zawieźć was do hotelu. Po drodze stoi kilkanaście
grupek kibiców, starasz się na nich nie patrzeć, nie masz ochoty na rozmowy,
zdjęcia, autografy. Masz w głowie tę jedną twarz, ciemne warkocze, znajomy
uśmiech i rozciągniętą koszulkę z trzynastką. Chłopaki idą obok ciebie, pytają,
co się stało, czemu nagle jakby odcięło ci prąd, czemu nagle przestałeś grać.
Kręcisz głową, nie masz ochoty rozmawiać, nie masz ochoty na nic. Odwracasz
głowę, przed oczami migają ci twarze fanów, tak samo nieciekawe i irytujące.
I nagle
słyszysz imię wypowiedziane gdzieś nad twoją głową, przez Możdżonka, którego
przecież znasz od lat. Imię, które tkwiło ci w głowie od kilku godzin, które
wróciło do ciebie niczym bumerang, po latach uporczywego spychania go na
margines.
– Alicja?
Ala!
Bo przecież
tych ciemnych warkoczy, zadartego nosa i ironicznego uśmiechu nie da się
pomylić.
Odwracasz
się w tamtą stronę, stoi niedaleko, przy barierkach, patrzy na ciebie z
oczekiwaniem, ze strachem, z nadzieją, z mieszaniną tych wszystkich emocji,
które kotłują się też w tobie.
Przepychasz
się do niej, potrącasz kogoś, chyba Łomacza, ale nawet nie zwracasz na to
uwagi. Opierasz dłonie o barierki, tak blisko niej, tak blisko, znowu.
– Ala...
Aluś...
–
Przepraszam, Michał – szepcze w odpowiedzi. Przygryza wargi, chłopaki szarpią
cię za bluzę, musicie wracać, ale nie potrafisz od niej odejść. Już raz ją
straciłeś. Już raz ci zniknęła.
– Aluś,
dlaczego ty wtedy ode mnie uciekłaś? – pytasz rozpaczliwie, machasz ręką w
stronę chłopaków, niechcący uderzasz któregoś w ramię, patrzysz na nią, a ona
nie odpowiada, znowu przygryza wargi, ucieka wzrokiem, znowu od ciebie ucieka.
– Przecież
musiałam – mówi cicho, robi krok w tył, odsuwa się, od barierek, od ciebie, od
odpowiedzi na twoje pytanie. – Tak było lepiej, dla wszystkich. Dla ciebie.
Odwraca się,
odchodzi, krzyczysz za nią, ale nie reaguje. Ktoś ciągnie cię za kaptur
sportowej bluzy, puszczasz barierki, posłusznie idziesz do autobusu, bo twoja
Alicja znowu od ciebie uciekła.
Wróciłeś do
domu, po dwudniowym wyjeździe na mecz, rzuciłeś torbę z rzeczami na podłogę w przedpokoju.
– Aluś?
Wróciłem! – krzyknąłeś, ale nie usłyszałeś odpowiedzi.
Cisza
dzwoniła ci w uszach, a mieszkanie nagle wydawało się dziwnie puste. Nagle
zauważyłeś, że na wieszaku brakowało jej kurtki, a przy lustrze nie wisiał pęk
kluczy z breloczkiem w kształcie wieży Eiffla.
– Ala! Gdzie
jesteś?
Serce biło
ci w szaleńczym rytmie. Ali nigdzie nie było.
Na stole w
kuchni leżała kartka wyrwana z zeszytu, z poszarpanymi brzegami, lekko
zgnieciona. Nierówne pismo, szybko stawiane litery, czarny atrament jej
ulubionego pióra.
Michał,
przepraszam.
To nie ma
sensu. To, co planujemy zrobić.
Tylko bym
Cię tym skrzywdziła. A tego nie chcę.
Za suknię
płaciłeś Ty, więc jej nie zabiorę. Zabieram tylko to, co kupiłam sama.
Bądź
szczęśliwy, Michał.
A.
Poszedłeś do
pokoju, szarpnąłeś drzwi szafy. Biała, długa suknia, wybieraliście ją razem,
miała w niej iść obok ciebie do ołtarza. Na półce, w pudełeczku, zaręczynowy
pierścionek. Puste ramki na zdjęcia, same fotografie na kupce, porzucone w
kącie pokoju. Z każdej wycięła samą siebie.
Zabrała
wszystko, co należało do niej, co sama kupiła, zniknęła, właściwie nic nie
wyjaśniając. Uciekła od ciebie.
W barku
znalazłeś dwie butelki Jacka Danielsa i obie tamtego wieczoru wypiłeś,
wpatrując się w rozrzucone na podłodze zdjęcia z wyciętą Alicją, w jej suknię
ślubną wyrzuconą z szafy i w puste półki, na których zawsze stały jej książki.
Słuchałeś nienaturalnej ciszy mieszkania, w którym do niedawna brzmiał jej
śmiech, a wewnątrz czułeś bolesną pustkę.
Bo w życiu,
poza siatkówką, miałeś tylko Alicję. A ona od ciebie odeszła.
~*~
Dawno się tak nie bałam, publikując cokolwiek. Dawno nie miałam tak posranego pomysłu (a zrobiłam dziecko Kurkowi, well). Boję się, co z tego będzie.
Dwudziesty trzeci lutego, urodziny Michała Kubiaka, Poli Kubiak i mojej prywatnej, rudej, pięcioletniej siostrzenicy, Karoliny:)
Poszalejmy wszyscy razem
Zapowiada się bardzo ciekawie :) czekam na następny ! :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że dalej będzie ciekawie:)
UsuńTo się nazywa zacząć z przytupem.
OdpowiedzUsuńCo się takiego wydarzyło, skoro ona uważała, że taka decyzja będzie dla niego lepsza... Na mój gust wcale na dobre mu to nie wyszło.
Może za wcześnie na takie osądy, ale patrząc na pierwsze wrażenie bardzo podoba mi się i ciekawi mnie "Twój" Michał.
Zaczyna się cholernie interesująco. I pięknie jak zawsze.
Będę na pewno. Już nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału :)
Mój Michał? Mam nadzieję, że nie zepsuję, bo z Kubiakiem ciężka sprawa, bardzo specyficzna osóbka;)
UsuńCieszę się, że się podoba. I że jesteś:)
ojejku jejku, czuję, że będzie się działo! zostaję.
OdpowiedzUsuńcieszę się:) witam:)
UsuńKlepie i czekam na wiecej :D
OdpowiedzUsuńklepiesz?:D
UsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńJest mi tak bardzo wstyd, że dopiero teraz tu jestem i piszę ten komentarz. Ale ty wiesz dlaczego. Ten Kubiak. On mi robi w moim opowiadaniu tak na złość i walczy ze mną. Ale do tego już się przyzwyczaiłam. Nie spodziewałam się jednak, że i Anastazja zacznie sprawiać kłopoty i Misiu też. Czekam tylko aż mi Bartek odwali jakąś szopkę i nie będzie chciał współpracować.
Koniec żalenie sią.
Ja nie wiem, co mam napisać. Mnie już brakuje słów. To tak piękne, tak dobre, tak cudowne, tak mocne, tak przyciągające, tak ważne, tak mądre, że zakochałam się.
To prawie 1000 słów (sprawdziłam w wordzie, cwaniara ze mnie), które totalnie mnie kupiły, zaczarowały. No kurde, znowu to zrobiłaś. Znowu czarujesz, hipnotyzujesz mnie słowami, a dzięki nim żyje mi się lepiej.
Czytałam prolog osiem razy, o ile się nie mylę. Zdradzony, porzucony i skrzywdzony Michał Kubiak to zniszczona ja. Bo chciałabym go przytulić, a Alicji dać po głowie.
Bo jak mogła? Dla kogo niby lepiej? Takich rzeczy nie robi się ludziom, nie robi się Kubiakowi. Nie zostawia się w jego szafie sukienki ślubnej i nie ucieka się bez wyjaśnienia. A potem nie wraca się, nie zakłada koszulki z jego numerem i nie przeprasza się.
Tylko pewnie wciąż nie jest za późno, bo Misiu to walczak. I pewnie zawalczy.
To jak piszesz jest niesamowite. To jak pokazałaś Michała również jest niesamowite. Czy może być na świecie coś lepszego niż dueat Greenberry&Kubiak? Nie może.
Nigdy nie narzekaj na to jak piszesz. Bluźnisz.
Kręcę teraz głową z niedowierzaniem, bo takie opowiadania, autorki i takie historie nie zdarzają się często i nie wierzę w moje szczęście, że mogę tu być, czytać, zachwycać się.
Dziękuję.
z.
Alicja miała powód. Jakiś miała. Jaki? Na to trzeba poczekać. Lubię bronić swoich bohaterów, nawet, jak zachowują się jak totalne łajzy. A tak właśnie Ala się zachowała w stosunku do Miśka.
UsuńAch ten Kubiak, tak oporny, tak ciężko się go pisze. I tak cudownie o nim pisać. Uparty, niechętny do współpracy. Ale walczak.
Nie mam słów. Nie lubię czytać o sobie takich rzeczy, jak Ty piszesz, bo czuję się z tym dziwnie. Bo jestem przeciętna, bo tyle rzeczy mogłabym poprawić.
Ale dziękuję. To daje kopa, nawet, jeśli przy okazji robię się cała czerwona, bo jest mi zwyczajnie głupio.
Dziękuję♥
Hej, hej, jestem i ja.
OdpowiedzUsuńI już czuję, że szykujesz dla nas kolejną, genialną historię. Wątki przeszłości zawsze są intrygujące, w tym wydaniu to już w ogóle Kosmos. Na razie mam wiele pytań, zobaczymy, jakie będą odpowiedzi.
Trzymaj się, Serduszko i pisz ładnie. <3
na odpowiedzi trzeba będzie poczekać. tyle mogę obiecać;)
UsuńKocham♥
Chyba jasne, że tu będę :) Czekam, czekam. Kubiaki są wyraziste i pozornie łatwe do pisania, ale wg mnie dobre Kubiaki muszą potrząsać i tarmosić czytelnikiem, a z tym to już różnie bywa. O Kubiakach nie da się pisać spokojnie, a na pewno się nie powinno. Kto zatem lepiej oprawi kolejnego Dzika od Ciebie? W końcu zrobiłaś dziecko Kurkowi :D.
OdpowiedzUsuńCzekam.
Kubiak nie może być spokojny. To pewne. I spokojnie pisać się o nim nie da.
UsuńCo z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że nie zepsuję. Mam nadzieję, że potrząsnę, wytarmoszę i zrobię trzęsienie ziemi, bo to się Kubiakowi należy.
A zrobienie dziecka Kurze powinnam wpisać do CV :D
Miłość od ..pierwszego przeczytania ? Moge tak powiedzieć.?? Zajebiaszczy styl pisanie cos innnego super zarabistego.! Życze mnóstwa weny !
OdpowiedzUsuńJa tu wróce !
cieszę się, że się podoba:) dziękuję!
UsuńI jeszcze ja! I jeszcze ja!
OdpowiedzUsuńCoś tak czuję, że mną to pieprznie mocno. Nie mogę się tego doczekać.
Za zrobienie dziecka Kurze daję Ci medal :)
za medal serdecznie dziękuję :D
Usuńi mam nadzieję, że pieprznie
Podoba mi się :) Ile ja bym dała, żeby samemu umieć wylać tyle emocji w tak krótkim wpisie, nie zdajesz sobie chyba sprawy! Pięknie napisane. Czytałam z sercem w gardle. Czekam niecierpliwie na kolejny, czuję, że będzie mocno i nieprzewidywalnie jak na Kubiaka przystało :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;*
witam, cieszę się, że się podoba:)
Usuńmam nadzieję, że będzie mocno. Kubiak na to zasługuje;)